Bywam często w podwarszawskiej wsi niedaleko Zegrza. Po pracowitym tygodniu w redakcji, niedziela to praca we własnym ogródku. Czas na koszenie trawy, pielenie poziomek, ale i rozmowy, które pomagają mi w poznaniu mieszkańców wsi na co dzień z bliska. Jest w Dębem gospodarz, o którym nie słyszy się złego słowa. Jak to się stało, że Jerzy Wnęk - Jurek jak go tu wszyscy nazywają - budzi szacunek u pięćdziesięciu rodzin, stanowiących społeczność tej podwarszawskiej osady?

Żona gospodarza kręci się w kuchni, nie bardzo uszczęśliwiona moją wizytą. Gospodarz, choć to dzień odpoczynku w roboczym ubraniu, lepki od gliny. Tej gliny co się na niej pięknie jabłonki rozwijają. Zaraz się ogarnie. Goli się a jednocześnie ze mną rozmawia. Żebym tylko siadła naprzeciw łazienki. Dom raczej skromny, zdecydowali się w końcu na budowę nowego.Chodzi za mną pytanie: dlaczego sąsiedzi tak zgodnie go chwalą?Bo ja wiem? Teraz miedzy rolnikami istnieje atmosfera rywalizacji. Każdy chce być lepszy, mieć ładniejszy dom samochód, wyżej wykształcone dzieci. Czy on sam bierze udział w tego rodzaju rywalizacji? Czy zauważyłam, że nawet ogródka kwiatowego się nie dorobił? Interesuje go wyłącznie ekonomia, produkcja. Z synem rachują się jak w przedsiębiorstwie. 10% dochodu dla Wojtka. A reszta przeznaczana jest na inwestycje. A co do autorytetu? Różnie bywa każdy na wsi musi robić co do niego należy. Proboszcz jest od spraw nieba, lekarz od zdrowia, a on od porady rolniczej. Widocznie dobrze ludziom radzi...Jeśli prawda z tym autorytetem, zawdzięcza go ojcu. Dziadek był w Dębem chłopem pańszczyźnianym a w 1863r nadali ludziom ziemię według carskiego ukazu. Kawałkami dzielili. Jedna działka wypadała w środku wsi, druga na końcu. Galimatias się taki porobił, że rolnik nie trafiał na własne pólko. To jego ojciec opanowany był ideą scalenia gospodarstw. I słowo ciałem się stało w trzydziestym roku.Nie wierzy osobiście, by ktoś mógł być dobrym rolnikiem, jeżeli nie jest związany ze wsią od dziecka., a jeszcze lepiej z ojca i dziadków. Taką chlubi się rodziną. Ojciec zwykł mówić, że jak chłop sam sobie nie da rady, nikt mu nie pomoże. Radzą sobie z żoną, która choć nie ze wsi, kończyła liceum ogrodnicze w Ursynowie, jak i on sam. Jeśli pracuje dla siebie, skąd jego bliskie związki z ludźmi, ta przysłowiowa uczynność? Nie wiara dyktuje mi sposób postępowania. Jest chłopem, poczuwa się do głębokiej więzi z własną klasą. I swoich synów w tym duchu wychował. Także tych którzy studiują w mieście. Ludzie powinni sobie pomagać. Dlatego jak komuś trzeba kartofle wykopać, usłuży kopaczką. Czasem ciągnikiem. Pożyczy sąsiadowi kopaczkę a on mu się odwdzięczy pomocą w gorących miesiącach sezonu.Z wielu względów boleje nad zmianami, które zachodzą w życiu codziennym, moralnym, obyczajowym wsi. Nie w poziomie techniki, a w sposobie współżycia ludzi Czy do pomyślenia było za czasów jego ojca, żeby właściciel furmanki żądał zapłaty za podwiezienia pieszego? A ludzie byli przecież biedniejsi. Teraz nie wzdrygają się przyjmować zapłaty za grzeczność. Przykład z jego własnego doświadczenia: droga w Dębem była fatalna, doły, glina. Czterej starzy gospodarze złożyli się, żeby zbudować trakt. Myśleli, że cała wieś chwyci za łopatę. Przyszło dziesięciu a rodzin żyje tu przeszło pięćdziesiąt i jeżdżą wszyscy."Nie mów tyle" pani Wanda się denerwuje. Widzi pani, mąż jest chory na serce. Rzut reumatyczny, jeszcze z dzieciństwa.Dlatego pcham się na mechanizację. Przed wojną lekarz radził ojcu, żebym został zegarmistrzem. Wybrałem ziemię! Mam zamiar wyrzucić drzewa, posadzone przez ojca. Trzeba robić zupełnie inne sadownictwo. Dużo nowych odmian, eksperymenty?Nie zamierzam na swoim gospodarstwie urządzać ogrodu pomologicznego. Z nowymi odmianami bywa tak, że się uda , albo i nie. Pchaliśmy Lindę, Starkinga i Mackintosza. Zaklimatyzował się na dobre w Polsce ten ostatni. Linda zawiodła prędko gnije, drobnieje na stare lata jak ludzie. Prof. Cegłowski wymyślił Perkinsa. Niewypał. On sam stawia na Mackintosza i jego odmiany. Żeby wykorzystać cały rok, proponuje wczesnego Klosa i New Jersej, a zamyka sezon Starkingiem. Pieć odmian, ani jedna więcej. Jego jabłka znajduję na półkach reprezentacyjnych sklepów stolicy. Jest zwolennikiem wąskiej specjalizacji. Skoncentrował się wyłącznie na jabłoniach. Miał pasiekę. Zlikwidował. Wypożycza roje do zapylania jak w Ameryce. Był tu w regionie pionierem sadownictwa. Utworzyli Spółdzielnie Ogrodniczą, propagują nowoczesne sadownictwo.Administracja państwowa pomagać nie pomagała, ale i nie przeszkadzali. Klimat kiedyś bywał nie sprzyjający dla jabłoni i dla ludzi. Przyjechało tu kiedyś trzech; urzędnicy z powiatu. Dwóch poszło od razu, kąpać się w Narwi. A trzeci go spowiadał: - skąd bierze pieniądze na maszyny, samochód... Budował w tym czasie przechowalnie. Pracował za trzech. Wszystkiego się odechciewało! Co Panu potrzeba, żeby rozwijać gospodarstwo i doznawać satysfakcji z osiągnięć?Potrzeba mi zaufania. I chciałbym, kiedy chcę kupić maszynę za własne, ciężko zarobione pieniądze - być traktowany jak klient, a nie, że przyszedłem po prośbie...
WILHELMINA SKULSKA
kwiecień 1977rok